30 kwietnia 2013

Rozdział II

Wolno wchodzę po schodkach. Zapewniwszy Hillevi, że nie potrzebuję pomocy, czekam, aż odczyta imię i nazwisko męskiego trybuta.
— Reprezentantem płci męskiej zostaje — przerywa — Ethan Watkins. 
Ethan? Ten Ethan, który jeszcze wczoraj siedział w naszej sypialni zapewniając, że kocha moją siostrę nad życie? Ten Ethan, który miał żyć z Opal długo i szczęśliwie?
Wrzask siostry upewnia mnie, że ja i Hillevi mamy na myśli tego samego Ethana. Opal płacze, a raczej wyje, kiedy chłopak wychodzi z szeregu. Jest przeraźliwie blady, ale nie obchodzi mnie jego stan.
Obchodzi mnie to, że Opal nawet nie zapłakała, gdy ja zostałam wylosowana. Ściągnęła tylko brwi w zadumie. Zbiera się we mnie żal.
— Zgłaszam się na trybuta — wydziera się Opal rozpaczliwie.
Serce zamiera mi w piersi. Na początku z radości, ale po chwili wypełnia je nienawiść. I wybucha. Nie poświęca się dla mnie. Poświęca się dla Ethana.
Patrzę jej w oczy, mając nadzieję, że się nie odwróci. Że nie stchórzy. Widzę, jak bezgłośnie mówi „przepraszam”. Przepraszam nie wystarczy, Opal. Już za późno na przeprosiny.
Czuję bolesne kłucie w żołądku. Nie dbam o zbliżającą się wielkimi krokami śmierć. Nie dbam o to, że Ethan staje obok mnie. Hillevi milczy, żeby dać nam się uspokoić, a Opal wciąż stoi na środku placu. Strażnicy zbliżają się do niej i usiłują ją zabrać, ale ona stoi jak kamień. Patrzy się na Ethana.
Jak mogłaś, Opal? Jak mogłaś mi to zrobić?
— Spokojnie, Opal. Chcę być trybutem — szepczę sucho, podchodząc do minrofonu.
Opal staje jak wryta. Poddaje się Strażnikom. Łzy spływają po jej policzkach, kiedy wraca na swoje miejsce. Wtedy zauważam resztę rodziny — mamę, bladą jak ściana. Widzę jej pusty wzrok. Jeszcze do niej nie dotarło… Tatę, próbującego powstrzymać łzy z marnym skutkiem. Ściska on rękę Benji'ego, który wygląda przerażająco. Kuli się na ziemi i wykrzywia twarz w grymasie smutku. Jest cały czerwony, z jego oczu lecą łzy. To jego widok zasmuca mnie na tyle, żeby doprowadzić do płaczu. On też kiedyś może zostanie wylosowany. A ja nie będę mogła się zgłosić. Będę martwa.
Bądź silny, Benji, myślę i opanowuję łzy. Dasz radę.
Opal podbiega do rodziny, jednak, ku mojemu zadowoleniu, ta nie pociesza jej. Jest zrozpaczona, miota się na wszystkie strony, wyjąc głośno. Spomiędzy jej warg wylatuje raz po raz „Ethan, Ethan”. Ani razu „Nadene”. To już nie smutek, a histeria.
— Nadene Creed i Ethan Watkins, tegoroczni reprezentanci dystryktu trzeciego na Głodowych Igrzyskach. Podajcie sobie ręce — woła Hillevi, wymusiwszy uśmiech. Mam okazję przyjrzeć się Ethanowi. Wydaje się przystojniejszy niż zwykle, gdy jego oczy są czerwone, a skóra blada. Czuję jego masywne palce obejmujące moją dłoń. Są zimne i szorstkie. Ethan zerka na mnie. Ma piękne oczy. Są głębokie i szczere. Wzdrygam się, gdy przyłapuję się na tym, że wciąż się w niego wpatruję. Nie dość, że jest to chłopak mojej siostry, to jeszcze, od dziś, śmiertelny wróg. Szybko zabieram rękę, a on wciąż lekko się pochyla. Wraca do poprzedniej pozycji i zaciska usta.
— Wesołych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja — recytuje Hillevi. Przebiegam wzrokiem po tłumie. Jest jak zawsze. Wszyscy są przygaszeni i smutni, ale tylko kilka osób płacze — rodziny trybutów. Dziwnie jest oglądać to z innej strony. Dziwnie jest jechać po śmierć.
Hogan kładzie nam ręce na plecach i popycha do Pałacu Sprawiedliwości. Strażnicy zatrzaskują drzwi.
Znajduję się w małym pokoju. Jest skromnie urządzony –na środku stoi zniszczona kanapa, w rogu mały stolik z wazonem i kwiatem kwitnącym na żółto. Opieram się o spore okno i wzdycham.   
Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, że wciąż jestem tą samą osobą. Nieważne, że od początku dnia do teraz minęło tyle, ile powinno minąć – ja czuję wieczność. To boli, a w każdym razie jest przykre, że nie zobaczę już rodziny. Jedyne, o co mnie cieszy, to to, że Opal nie pogładzi mnie już po włosach. Nie zniosłabym na sobie dotyku dziewczyny, którą kiedyś uważałam za najbliższą mi osobę. Wyrzekła się mnie, więc ja wyrzekam się jej.
— Kochanie… — słyszę szept mamy i skrzypienie otwieranych drzwi. Nie mam siły, by się odwrócić, przyciskam palce do brudnej szyby, aż stają się całkowicie białe. Wszystkie emocje powracają do mnie ze zdwojoną siłą. Strach, bezsilność, wściekłość. Rzucam się mamie na szyję. Mamy mało czasu. Myślę jednak, że na ostatnie pożegnanie czasu zawsze jest za mało.
— Kocham cię — moje słowa przeradzają się w jęk.
— Ja ciebie też.
Dołącza do nas tata z Benjim. Powtarzam, że bardzo ich kocham i wyślizguję się z uścisku. Przykucam i drżącym głosem szepcę
— Dbaj o nich, Benjaminie — uśmiecham się. Przytulam go mocno i czuję, jak drobną rączką ociera łzy
— Będę — mówi tylko i całuje mnie w czoło. Jest taki malutki, a świat tak ogromny i bezwzględny. Zresztą, przy nim ja też nie wydaję się duża. Biorę brata na ręce, a on wtula się w zagłębienie przy mojej szyi. Tym razem to ja całuję jego czoło.
— Opal nie przyszła? — pytam cicho.
Tata wzdycha, a mama zakrywa usta dłonią. Zaciska powieki i odwraca się.    
— Nie miej jej za złe — prosi ojciec, kładąc rękę na moim policzku.
— Spokojnie - urywam.
— Mogę cię o coś prosić? — przerywa martwym głosem Helen.
— Hmm?
— Nie zabijaj go.
W tych słowach jest coś, co wzbudza we mnie smutek i nienawiść. Ona wie, że jestem na tyle zazdrosna, żeby chcieć go zabić. I wie, że nie dam rady. Chce tylko, żebym nie umarła przez niego. Ona wie, że Ethan może wygrać. Wie, że ma warunki, ambicje. Wie, że ma do czego wracać.
Odkładam Benji'ego na ziemię. Muskam jego włosy palcami.
— Odejdźcie. Proszę… — Szepczę, usiłując zatrzymać niechciane łzy.
— Nadene…
— Wyjdź! — tym razem drę się, ocierając słoną ciecz. — Nie chcę cie tu!
— Przepraszam — dławi się mama — tak bardzo mi przykro…
Strażnicy wyprowadzają całą moją rodzinę. Serce bije mi szybko i brakuje mi ciepła ich ciał.
— Przepraszam! — krzyczę, gdy są blisko wyjścia — Kocham was! Powiedzcie Opal, że ją kocham!
Ethan kładzie rękę na moich plecach, gdy wsiadamy do pociągu. Ten gest jest czuły, pełen ciepła, ale zbyt intymny. Ciarki przebiegają mi przez plecy, kiedy przez przypadek jego kolano dotyka mojego. Zerkam na jego twarz. Jest spokojny i skupiony. On też na mnie patrzy.
Przestań – otrząsam się – to chore.
— Zobaczycie, Kapitol wam się spodoba. Szkoda, że musicie oglądać go w takich okolicznościach… — wzdycha Hillevi, by przerwać niezręczną ciszę. Wędrujemy wąskim korytarzem za czarnowłosą awoksą. 
— Wierzę, że jest piękny — wzdycham cicho. Nie chcę wspominać, że pięknieje dzięki naszej biedzie.
— Nadene, tu jest twój pokój — Hillevi wskazuje mi drzwi na lewo. — A tam Ethana. — Posyła mi całkiem szczery uśmiech.
— Ja już pójdę — wzdycham, naciskając klamkę 
— A obiad? — pyta Hillevi zdziwiona. 
— Nie jestem głodna — ucinam i usiłuję wślizgnąć się do pokoju. Uniemożliwia mi to Ethan, kładąc rękę na moim ramieniu.
—  No chodź — nalega.
— Przestań — warczę i strzepuję jego dłoń. Zatrzaskuję drzwi i nawet nie spoglądam na pomieszczenie. Opadam na duże, miękkie łóżko. Widzę już tylko rozmazane kształty. Kładę głowę na poduszce i zasypiam.
 
— O czym opowiada twoja historia? — słyszę od razu. O czym, o czym, o czym? Pytanie dudni mi w głowie. Nie odpowiem tym razem, przysięgam. Usiłuję uciec, ale nie wiem przed czym. Przed samą sobą, nasuwa mi się odpowiedź. 
O czym opowiada twoja historia? O czym? 

28 kwietnia 2013

Rozdział I

Mój upadek wyrywa Benji'ego ze snu, ten z kolei budzi resztę rodziny. Jesteśmy bladzi i przygaszeni, błagamy, by dzisiejszego dnia los nam sprzyjał. 
Nie musimy się spieszyć, jednak ubieramy się szybko, by zająć czymś swoją uwagę. Nie mogę przestać myśleć o moim koszmarze. Co, jeśli była to zapowiedź? Co, jeśli moja historia opowiada o dziewczynie wylosowanej spośród tysięcy innych dziewczyn? Co, jeśli opowiada o bólu i śmierci? 
Opal gładzi mnie po włosach z kamienną miną. Jej oczy zdradzają jednak więcej. Widzę troskę i strach. Nie wiem, czy martwi się o mnie, czy o siebie. Mam nadzieję, że to drugie. Nie pozwoliła mi wziąć astragali, choć sama od dwunastego roku życia pobiera po jednym na każdego członka rodziny. W związku z tym swoje ostatnie dożynki spędzi z myślą, że jej imię powtarza się w kuli dokładnie trzydzieści sześć razy. Moje jedynie pięć.
— Nade — woła mama ze swojej sypialni — możesz tu przyjść? 
Podnoszę się z krzesła i idę w jej kierunku. Na razie mam na sobie jedynie zszarzałą podkoszulkę i jasne rajstopy, jeszcze nie widziałam swojego odświętnego ubrania. W zeszłym roku rozdarłam sukienkę, a mamie nie udało się jej zszyć. 
Kiedy opieram się o drewnianą framugę, Helen z uśmiechem do mnie podchodzi. Trzyma w rękach zwitek dwukolorowego materiału. 
— Zamknij oczy, Nadene — prosi mnie cicho. Robię, co każe. Unosi moje ręce, ubiera mnie w coś miękkiego, śliskiego i cienkiego. Kilka razy nakłania mnie do obrotu. Pewnie, żeby ocenić, jak wyglądam. Dopina zamek na karku, poprawia coś w okolicy kolan i pozwala mi otworzyć oczy, zaprowadziwszy mnie przed lustro wiszące na drzwiach szafy. 
Z uśmiechem zagląda mi przez ramię, kiedy wpatruję się w sukienkę, którą mi podarowała. Jest to proste ubranie z lejącego materiału, obcisłe w talii i na biuście, luźne poniżej. Góra ma kolor śniegu, oddzielono ją od czarnego dołu jasnobłękitnym paskiem. Nie jest całkowicie nowa, ale nie widać na niej zniszczeń. Mam wrażenie, że to najładniejsze ubranie, jakie kiedykolwiek miałam na sobie. Brzydko kontrastuje z moją smutną twarzą pełną cieni.
— Dziękuję — mamroczę tylko i prędko odchodzę. Mama wydaje się zawiedziona tak skromną reakcją, ale widzę, że podoba jej się, jak wyglądam.
• 
— Ładna sukienka — zauważa Opal siedząca przy stole w kuchni. Bawi się rąbkiem wzorzystego obrusu. Leży na nim jedynie pusta wiklinowa misa. Okres przed dożynkami jest dla nas ciężki, więc nie mamy jedzenia. Trójka nie należy do najbiedniejszych Dystryktów, jednak ostatnimi czasy wszystkie produkty znacznie podrożały. 
Tata wyszedł z domu. Jestem trochę zawiedziona, że go ze mną nie ma, ale mama zapewnia mnie, że za chwilę wróci. Benji też wydaje się smutny. Jego beżowa koszula bardzo ładnie wygląda w połączeniu z orzechowymi włosami. Siedzi na kolanach Opal, która gładzi go po głowie. Ona z kolei ma na sobie granatowe spodnie z wysokim stanem, prawie niezauważalnie przetarte w niektórych miejscach i białą koszulę z ozdobnym, koronkowym kołnierzykiem. 
W tym momencie do domu wchodzi tata, trzaskając drzwiami. Uśmiecha się od ucha do ucha. Daje mamie buziaka, a ta opiera się o framugę i krzyżuje ręce na piersi. Ona też się szczerzy. Tata podchodzi do nas i wyciąga coś z kieszeni płaszcza. Natychmiast chowa to za plecami, więc nie mamy szans tego zobaczyć. 
— Wesołych Głodowych Igrzysk — mówi ze śmiechem i wyciąga do nas dłonie. - I niech los zawsze wam sprzyja. — Leżą na nich trzy małe bułeczki z lukrem i rodzynkami. Uśmiecham się na widok jedzenia, ostatnie, co miałam w ustach, to wczorajszy kompot z dzikich jabłek – podobno nasz obiad. 
— Dziękuję — szepczę z niedowierzaniem. Niemal czuję smak roztopionego cukru, miękkiego środka i chrupiącej skórki, gdy ostrożnie zabieram jedną bułkę. Opal i Benji wydają się być równie uradowani. Już mam rzucić się, by ugryźć przekąskę, ale powstrzymuję się i przełamuję ją na trzy części. Dwie z nich wręczam mamie i tacie, a ci nie odmawiają. Dziękują mi skinieniem głowy i starają się nie jeść zbyt łapczywie. Cieszę się, że się z nimi podzieliłam, ale mam wrażenie, że Opal to zdenerwowało. Traktuje wszystko jak zawody, życie jak wyścig, jakby można było dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Siostra zerka na mnie nieprzyjaźnie, sama wolno przeżuwa podarunek. 
— Idziemy? — pytam, zerkając na zegarek wiszący na ścianie. — Zostało nam dziesięć minut. 
Wszyscy przytakują i podnoszą się ze swoich miejsc. Uśmiechają się blado, klepią się po plecach, głaszczą po głowach. Rozglądam się po domu i uśmiecham się sama do siebie. Wrócę tu — obiecuję sobie. Nie zostanę wylosowana. A tym bardziej się nie zgłoszę. 
Kierujemy się na plac przed Pałacem Sprawiedliwości. Jest to duży teren przy równie dużym budynku, wyłożony kostką brukową i ogrodzony niskimi metalowymi bramkami. Podzielony jest na trzy części — jedną dla chłopców, jedną dla dziewczyn, jedną dla ludzi mających dożynki za lub przed sobą. Ląduję w tej drugiej, ściśnięta między rówieśniczkami. Są równie przerażone, jak ja. Na scenie pojawili się już nasi zwycięzcy – Marcus, Wiress, Beetee, Alloy i Twine, oraz burmistrz Lloyd i Hillevi Hogan –opiekunka naszego dystryktu, gwiazda prosto z Kapitolu. Jest to kobieta z największą fryzurą, jaką widziałam. Uśmiecha się do nas przyjaźnie zza mikrofonu, splatając palce. 
— Ekhm — chrząka — mogę? 
Tłum momentalnie zwraca się w jej stronę. Wszyscy słuchają w napięciu. Boję się tak bardzo, że nie mogę oddychać. Serce bije mi coraz szybciej i szybciej, mijają tysiące lat a Hillevi wciąż się nie odzywa. Wszystko wiruje i wrzesczy.
Hogan zaczyna mówić, ale nie jestem w stanie wyłapać ani słowa – moją uwagę pochłaniają Strażnicy wnoszący na scenę dwie wielkie kule wypełnione po brzegi beżowymi karteczkami. Oddycham płytko, ale cieszę się, że jestem w ogóle w stanie to robić.  
Tylko pięć kartek. Pięć, nic więcej – pocieszam się bez ustanku. Ale co z Opal? Na myśl o siostrze chce mi się płakać. Bez niej jesteśmy martwi. Opal bowiem jest głową rodziny – zarządza majątkiem, domem, wszystkim, co robimy. Pomaga mi w szkole, zajmuje się Benjim, wspiera rodziców. 
O czym opowiada twoja historia? 
To pytanie powraca do mojej głowy nagle i bez powodu. Koszmar dzisiejszej nocy wciąż jest moim zmartwieniem. Usiłuję pozbyć się tych słów z umysłu, ale nie potrafię. Moja historia opowiada o bezsilności. Moja historia opowiada o szybkim biciu serca i beżowym morzu. I o ręce w ów morzu tonącej. Moja historia opowiada o układzie ust Hillevi Hogan, o tym, co z wyplują jej umalowane wargi. 
— Panie mają pierwszeństwo — wzdycha Hillevi i wkłada dłoń do kuli. Moja historia opowiada o jej paznokciach, które zahaczają o jedną z karteczek. Karteczka ta należy do nieszczęśnika. Biorąc pod uwagę, że w dystryktach nikt nie ma szczęścia, należy ona do tego, któremu dziś los sprzyja najmniej. 
Chyba jestem blada. Wszystko wokół mnie kręci się i kręci, a jednocześnie uparcie stoi w miejscu. Hillevi otwiera usta. Proszę, tylko nie ja, tylko nie Opal. Rozumiem, że nie ma szans, żeby wylosowano mnie, więc błagam, niech to nie będzie Opal. 
— Tegoroczną reprezentantką dystryktu trzeciego zostaje — krótka pauza, uśmiech. —  Nadene Creed. 
Czyli o tym opowiada moja historia? O dziewczynie imieniem Nadene, która umrze na arenie, bo jest zbyt słaba, by zwyciężyć? O bólu poniesionych ran, który jest niczym przy bólu poniesionej porażki? 
Nie! To nie może być tak! Mam ledwie szesnaście lat, Opal za chwilę wybiegnie z szeregu i zgłosi się za mnie. Ona wygra igrzyska i wróci do domu. Już za chwilę! 
Rozluźniam się więc. Idę spokojnie i wkraczam na scenę, szukając w tłumie Opal. Znajduję jej twarz. Ta odwraca wzrok. Nie chce na mnie patrzeć. Ale przecież za kilka sekund ma wybiec i krzyknąć „Zgłaszam się na trybuta”. Za sekundę, bo Hillevi już gmera w kuli po raz drugi. Po wylosowaniu mężczyzny nie będzie mogła mi pomóc. 
Ona nic nie zrobi 
Opuściła mnie. Nie ma zamiaru się zgłosić. Jestem trybutem na Sześdziesiątych Siódmych Dorocznych Głodowych Igrzyskach. Jestem martwa. 

26 kwietnia 2013

Prolog


Przecieram czoło ręką, by strącić z niego kropelki potu. Drapię się też po karku, ale muszę biec. Za długo stoję w miejscu. Przebieram nogami raz po raz, aż rozmazują się całkowicie. Krajobraz naokoło zlewa się w jedno, ale poganiam się w myślach. Jeszcze szybciej, jeszcze dalej, aż w końcu uderzam o coś twardego.
Budzę się w gęstej i nieprzeniknionej ciemności. Podnoszę się i opieram na łokciach, głośno wciągając powietrze. 
- Każdy ma swoją historię - słyszę gruby głos. - O czym opowiada twoja? 
Nie zastanawia mnie skąd dochodzi pytanie. W mojej głowie samoistnie wykwita odpowiedź.
Moja historia opowiada o strachu. O tym, że życie nie jest schematyczne. Mówi o tym, że nie warto oceniać ani przewidywać. Moja historia opowiada o realiach człowieczeństwa.
Moja historia opowiada o miarowych oddechach i kpiącym uśmiechu. Opowiada o potrzebie litości nad własną osobą. Moja historia mówi o błędach, które popełniamy. Nie chcę opowiadać temu czemuś o tym wszystkim. To zbyt osobiste. 
- Moja historia opowiada o mnie - podsumowuję. Przecież to wszystko to tylko części mnie. Drobne, a jednak ważne, bo bez nich nie mogłabym twierdzić, że istnieję. - Moja historia mówi o życiu. 
To prawda. Moja historia mówi o tym wszystkim. Mam tylko nadzieję, że plamy krwi nie zamażą wartości w niej ukrytych.
Uderzam o drewnianą podłogę całym ciałem, wzbijając obłoki kurzu. Kaszląc i przeklinając, podnoszę się, by znów opaść w to samo miejsce. To już dziś. Dziś dożynki.