28 kwietnia 2013

Rozdział I

Mój upadek wyrywa Benji'ego ze snu, ten z kolei budzi resztę rodziny. Jesteśmy bladzi i przygaszeni, błagamy, by dzisiejszego dnia los nam sprzyjał. 
Nie musimy się spieszyć, jednak ubieramy się szybko, by zająć czymś swoją uwagę. Nie mogę przestać myśleć o moim koszmarze. Co, jeśli była to zapowiedź? Co, jeśli moja historia opowiada o dziewczynie wylosowanej spośród tysięcy innych dziewczyn? Co, jeśli opowiada o bólu i śmierci? 
Opal gładzi mnie po włosach z kamienną miną. Jej oczy zdradzają jednak więcej. Widzę troskę i strach. Nie wiem, czy martwi się o mnie, czy o siebie. Mam nadzieję, że to drugie. Nie pozwoliła mi wziąć astragali, choć sama od dwunastego roku życia pobiera po jednym na każdego członka rodziny. W związku z tym swoje ostatnie dożynki spędzi z myślą, że jej imię powtarza się w kuli dokładnie trzydzieści sześć razy. Moje jedynie pięć.
— Nade — woła mama ze swojej sypialni — możesz tu przyjść? 
Podnoszę się z krzesła i idę w jej kierunku. Na razie mam na sobie jedynie zszarzałą podkoszulkę i jasne rajstopy, jeszcze nie widziałam swojego odświętnego ubrania. W zeszłym roku rozdarłam sukienkę, a mamie nie udało się jej zszyć. 
Kiedy opieram się o drewnianą framugę, Helen z uśmiechem do mnie podchodzi. Trzyma w rękach zwitek dwukolorowego materiału. 
— Zamknij oczy, Nadene — prosi mnie cicho. Robię, co każe. Unosi moje ręce, ubiera mnie w coś miękkiego, śliskiego i cienkiego. Kilka razy nakłania mnie do obrotu. Pewnie, żeby ocenić, jak wyglądam. Dopina zamek na karku, poprawia coś w okolicy kolan i pozwala mi otworzyć oczy, zaprowadziwszy mnie przed lustro wiszące na drzwiach szafy. 
Z uśmiechem zagląda mi przez ramię, kiedy wpatruję się w sukienkę, którą mi podarowała. Jest to proste ubranie z lejącego materiału, obcisłe w talii i na biuście, luźne poniżej. Góra ma kolor śniegu, oddzielono ją od czarnego dołu jasnobłękitnym paskiem. Nie jest całkowicie nowa, ale nie widać na niej zniszczeń. Mam wrażenie, że to najładniejsze ubranie, jakie kiedykolwiek miałam na sobie. Brzydko kontrastuje z moją smutną twarzą pełną cieni.
— Dziękuję — mamroczę tylko i prędko odchodzę. Mama wydaje się zawiedziona tak skromną reakcją, ale widzę, że podoba jej się, jak wyglądam.
• 
— Ładna sukienka — zauważa Opal siedząca przy stole w kuchni. Bawi się rąbkiem wzorzystego obrusu. Leży na nim jedynie pusta wiklinowa misa. Okres przed dożynkami jest dla nas ciężki, więc nie mamy jedzenia. Trójka nie należy do najbiedniejszych Dystryktów, jednak ostatnimi czasy wszystkie produkty znacznie podrożały. 
Tata wyszedł z domu. Jestem trochę zawiedziona, że go ze mną nie ma, ale mama zapewnia mnie, że za chwilę wróci. Benji też wydaje się smutny. Jego beżowa koszula bardzo ładnie wygląda w połączeniu z orzechowymi włosami. Siedzi na kolanach Opal, która gładzi go po głowie. Ona z kolei ma na sobie granatowe spodnie z wysokim stanem, prawie niezauważalnie przetarte w niektórych miejscach i białą koszulę z ozdobnym, koronkowym kołnierzykiem. 
W tym momencie do domu wchodzi tata, trzaskając drzwiami. Uśmiecha się od ucha do ucha. Daje mamie buziaka, a ta opiera się o framugę i krzyżuje ręce na piersi. Ona też się szczerzy. Tata podchodzi do nas i wyciąga coś z kieszeni płaszcza. Natychmiast chowa to za plecami, więc nie mamy szans tego zobaczyć. 
— Wesołych Głodowych Igrzysk — mówi ze śmiechem i wyciąga do nas dłonie. - I niech los zawsze wam sprzyja. — Leżą na nich trzy małe bułeczki z lukrem i rodzynkami. Uśmiecham się na widok jedzenia, ostatnie, co miałam w ustach, to wczorajszy kompot z dzikich jabłek – podobno nasz obiad. 
— Dziękuję — szepczę z niedowierzaniem. Niemal czuję smak roztopionego cukru, miękkiego środka i chrupiącej skórki, gdy ostrożnie zabieram jedną bułkę. Opal i Benji wydają się być równie uradowani. Już mam rzucić się, by ugryźć przekąskę, ale powstrzymuję się i przełamuję ją na trzy części. Dwie z nich wręczam mamie i tacie, a ci nie odmawiają. Dziękują mi skinieniem głowy i starają się nie jeść zbyt łapczywie. Cieszę się, że się z nimi podzieliłam, ale mam wrażenie, że Opal to zdenerwowało. Traktuje wszystko jak zawody, życie jak wyścig, jakby można było dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Siostra zerka na mnie nieprzyjaźnie, sama wolno przeżuwa podarunek. 
— Idziemy? — pytam, zerkając na zegarek wiszący na ścianie. — Zostało nam dziesięć minut. 
Wszyscy przytakują i podnoszą się ze swoich miejsc. Uśmiechają się blado, klepią się po plecach, głaszczą po głowach. Rozglądam się po domu i uśmiecham się sama do siebie. Wrócę tu — obiecuję sobie. Nie zostanę wylosowana. A tym bardziej się nie zgłoszę. 
Kierujemy się na plac przed Pałacem Sprawiedliwości. Jest to duży teren przy równie dużym budynku, wyłożony kostką brukową i ogrodzony niskimi metalowymi bramkami. Podzielony jest na trzy części — jedną dla chłopców, jedną dla dziewczyn, jedną dla ludzi mających dożynki za lub przed sobą. Ląduję w tej drugiej, ściśnięta między rówieśniczkami. Są równie przerażone, jak ja. Na scenie pojawili się już nasi zwycięzcy – Marcus, Wiress, Beetee, Alloy i Twine, oraz burmistrz Lloyd i Hillevi Hogan –opiekunka naszego dystryktu, gwiazda prosto z Kapitolu. Jest to kobieta z największą fryzurą, jaką widziałam. Uśmiecha się do nas przyjaźnie zza mikrofonu, splatając palce. 
— Ekhm — chrząka — mogę? 
Tłum momentalnie zwraca się w jej stronę. Wszyscy słuchają w napięciu. Boję się tak bardzo, że nie mogę oddychać. Serce bije mi coraz szybciej i szybciej, mijają tysiące lat a Hillevi wciąż się nie odzywa. Wszystko wiruje i wrzesczy.
Hogan zaczyna mówić, ale nie jestem w stanie wyłapać ani słowa – moją uwagę pochłaniają Strażnicy wnoszący na scenę dwie wielkie kule wypełnione po brzegi beżowymi karteczkami. Oddycham płytko, ale cieszę się, że jestem w ogóle w stanie to robić.  
Tylko pięć kartek. Pięć, nic więcej – pocieszam się bez ustanku. Ale co z Opal? Na myśl o siostrze chce mi się płakać. Bez niej jesteśmy martwi. Opal bowiem jest głową rodziny – zarządza majątkiem, domem, wszystkim, co robimy. Pomaga mi w szkole, zajmuje się Benjim, wspiera rodziców. 
O czym opowiada twoja historia? 
To pytanie powraca do mojej głowy nagle i bez powodu. Koszmar dzisiejszej nocy wciąż jest moim zmartwieniem. Usiłuję pozbyć się tych słów z umysłu, ale nie potrafię. Moja historia opowiada o bezsilności. Moja historia opowiada o szybkim biciu serca i beżowym morzu. I o ręce w ów morzu tonącej. Moja historia opowiada o układzie ust Hillevi Hogan, o tym, co z wyplują jej umalowane wargi. 
— Panie mają pierwszeństwo — wzdycha Hillevi i wkłada dłoń do kuli. Moja historia opowiada o jej paznokciach, które zahaczają o jedną z karteczek. Karteczka ta należy do nieszczęśnika. Biorąc pod uwagę, że w dystryktach nikt nie ma szczęścia, należy ona do tego, któremu dziś los sprzyja najmniej. 
Chyba jestem blada. Wszystko wokół mnie kręci się i kręci, a jednocześnie uparcie stoi w miejscu. Hillevi otwiera usta. Proszę, tylko nie ja, tylko nie Opal. Rozumiem, że nie ma szans, żeby wylosowano mnie, więc błagam, niech to nie będzie Opal. 
— Tegoroczną reprezentantką dystryktu trzeciego zostaje — krótka pauza, uśmiech. —  Nadene Creed. 
Czyli o tym opowiada moja historia? O dziewczynie imieniem Nadene, która umrze na arenie, bo jest zbyt słaba, by zwyciężyć? O bólu poniesionych ran, który jest niczym przy bólu poniesionej porażki? 
Nie! To nie może być tak! Mam ledwie szesnaście lat, Opal za chwilę wybiegnie z szeregu i zgłosi się za mnie. Ona wygra igrzyska i wróci do domu. Już za chwilę! 
Rozluźniam się więc. Idę spokojnie i wkraczam na scenę, szukając w tłumie Opal. Znajduję jej twarz. Ta odwraca wzrok. Nie chce na mnie patrzeć. Ale przecież za kilka sekund ma wybiec i krzyknąć „Zgłaszam się na trybuta”. Za sekundę, bo Hillevi już gmera w kuli po raz drugi. Po wylosowaniu mężczyzny nie będzie mogła mi pomóc. 
Ona nic nie zrobi 
Opuściła mnie. Nie ma zamiaru się zgłosić. Jestem trybutem na Sześdziesiątych Siódmych Dorocznych Głodowych Igrzyskach. Jestem martwa. 

8 komentarzy:

  1. Skomentuję, bo sama piszę bloga i wiem ile zapewne dla Ciebie to znaczy. Podoba mi się to, że nie skopiowałaś pomysłu autorki. W trakcie czytania, byłam niemal pewna, że wylosują kogoś z jej rodziny, a ona się zgłosi. Tymczasem, zupełnie mnie zaskoczyłaś. Od pierwszej chwili polubiłam postać głównej bohaterki. Natomiast jej siostra...strasznie przykro mi się zrobiło kiedy odwróciła wzrok, próbując zignorować jej nieme błaganie o pomoc. Jestem ciekawa czy rodzice będą mieli do niej o to żal. Ale cóż, czas pokaże. Mam szczerą nadzieję, że Nedene uda się przeżyć i udowodni siostrze, że potrafi sobie sama dać radę. Mam pytanie, w jakim dystrykcie rozgrywa się akcja?
    Błędów nie zauważyłam, a jeżeli jakieś były, to nie zwróciłam na nie uwagi, zbyt wciągnięta pochłanianiem kolejnych wersów tekstu. Życzę ci duużo weny i pomysłów na dalszy rozwój akcji :)
    Pozdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy wiele, naprawdę bardzo. I obiecuję, że poczytam Twojego, bo sama znam uczucie ciepła, kiedy widzi się komentarz ♥ Za co ci dziękuję, tak nawiasem mówiąc.
      Właśnie na tym mi zależało. Mam nadzieję, że reszta opowiadania zrzuci bombę na czytających, bo, przynajmniej mam wrażenie i nadzieję, że nic nie będzie oczywiste ani przewidywalne.
      Akcja rozgrywa się w dystrykcie trzecim, zapraszam do przeczytania zakładki "postacie", tam wszystko widnieje (oraz "wyjaśnienia", zahaczyłam w niej o temat kart postaci)
      Bardzo zależało mi, żeby tekst wciągał, po czytaniu go po raz wtóry w poszukiwaniu wspomnianych błędów wydawał mi się mętny i krótki, ale z tego, co piszesz, wynika, że jednak się udało :)
      Bardzo, ale to bardzo dziękuję, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona pozytywną opinią (xd). Również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Bardzo,bardzo ciekawe (w trylogii IŚ nie mogę używać słowa "fajny",jak dla mnie to cios poniżej pasa). Wzruszające,ja sama nie wiem,co bym zrobiła gdyby moja siostra patrzała specjalnie w innym kierunku. Zapewne nie chciałabym,aby się za mnie zgłosiła (sama by tego nie przeżyła :D),a ja i tak nie miałabym żadnych szans. Liczyłabym tylko na wsparcie i powiedzenie : "Jestem przy Tobie". Bo nie chciałabym usłyszeć kłamstwa : "Będzie dobrze". Nie mogłam oderwać wzroku od tekstu,który był bezbłędny ;) Podpisywać się będę ~Galeniss,ponieważ jestem za parringiem Gale&Katniss,a takiego bloga jak ty masz nie ma nikt. Opierasz się tylko na tym,że jest Wirres i Beetee, oczywiście też na podstawowych informacjach - to mi się podoba *.* ~Galeniss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że to skłoni do refleksji, bo ostatnio wzięło mnie "Co ja bym zrobiła, jakby mnie wylosowano?". Tak oto powstało to opowiadanie :3
      Brak mi słów na to wszystko. Naprawdę, ciężko mi wyrzucić z siebie cokolwiek poza tym, że poprawiłaś mi, wszyscy poprawiliście, humor, w ten beznadziejny dzień. Niesamowite, jak pozytywna opinia potrafi ucieszyć ♥
      Dziękuję za to wszystko. Niezmiernie dziękuję.
      P.S. Też jestem za Galeniss ♥

      Usuń
    2. W takim razie tworzymy grupę wpsrcia! <3 Pod każdym rozdziałem zobaczysz pozytywny komentarz ode mnie *.*
      Galeniss FOREVER <3 Tak ogólnie to wczoraj skończyłam czytać wszystkie część IŚ i utwierdziłam się w przekonaniu,że Kotna nie zasługuje na Peete. Po za tym Katniss była trochę porywcza i bardzo agresywna. Takie mam wrażenia,a płakałam przy śmierci Finnicka,Boggsa,Rue,Mogs i Prim [*] :cc ~Galeniss

      Usuń
  3. Jeku jak miło zobaczyć że ktoś piesze o moim ulubionym trzecim dystrykcie :D i mogę powiedzieć jedno... to jest fantastyczne czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeku jak miło zobaczyć że ktoś piesze o moim ulubionym trzecim dystrykcie :D i mogę powiedzieć jedno... to jest fantastyczne czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń